Dziś w nocy wszystkie awatary z There.com masowo poszły do pikselowego nieba. Przynajmniej tak wynika z komentarza Jeffreya Ventrelli pod pożegnalnym postem Celii Pearce, autorki Communities of Play - książki napisanej na podstawie badań przeprowadzonych w nieistniejącym już świecie (co tym samym niespodziewanie uczyniło z niej pozycję już mniej antropologiczną, a bardziej historyczną). Trochę straszne i dosyć smutne.
There.com pojawiło się w online w 2003 roku, jeszcze przed Second Life, i jako pierwsze rzuciło swoim użytkownikom oczywistą dziś paczuszkę z przebieralnym, dostosowywalnym do swoich potrzeb awatarem i interaktywnym środowiskiem. Jednym słowem wszystko to, co teraz "we take for granted".
W oficjalnym wystąpieniu CEO platformy Micheala Wilsona wyczytać można, że bezpośrednią przyczyną zamknięcia There.com był kryzys ekonomiczny, którego wpływu nie zdoły złagodzić nawet wzmożone wysiłki programistów pocących się przez ostatni kwartał nad wyraz obficie przy ulepszaniu środowiska i ułatwianiu pierwszego kontaktu nowo zalogowanym.
Brzmi nader podobnie do poczynań Linden Lab, nieprawdaż?
Oczywiście wątpiący wiecznie mój umysł doszukiwać by się chciał czegoś jeszcze. Czegoś więcej niż napisano. Ostatecznie kryzys ekonomiczny podano z powód zaniechania wielu projektów, w tym także - niech wspomnę mojego ulubieńca - Lively by Google. O ile wtedy jasnym było, że to wymówka, teraz brzmi dość prawdopodobnie. Kołacze mi się jednak gdzieś z tyłu głowy myśl drobna - na ile znaczący dla There.com byli uchodźcy z Uru?
Pamiętać trzeba, że There.com stało się nową przystanią bezdomnej po zamknięciu Myst Online sporej społeczności dobrze wykształconych, nieźle sytuowanych wielbicieli zagadek logicznych. Ich przybycie nie wzbudziło entuzjastycznych reakcji rezydentów platformy, bo ani myśleli dostosowywać się do There'owych zwyczajów, tylko żywcem sobie Mysta zapragnęli przenieść ze wspomnień i bawić się w swoją grę dalej. Właściciele platformy przeliczyli wtedy dolary i szybko doszli do wniosku, że ci nowi bezkonkurencyjnie cenniejsi. Wybudowali im wyspę na środku oceanu i pilnowali skrzętnie, żeby nikt nie przeszkadzał płacącym regularnie, solidnym i odpowiedzialnym Uruwianom, bo to oni wówczas utrzymywali cały biznes.
Na początku lutego na stronie Myst Online pojawiła się krótka notka drukowanymi literkami: URU LIVE AGAIN. Może zbyt pochopnie łączę fakty, ale wydaje mi się, że jeśli tak znacząca finansowo grupa zamarzyła o powrocie do domu, There.com musiał to odczuć boleśnie.
Tak czy owak, zamknięcie There.com to bardzo istotny moment w historii cyfrowych światów i dziurka po mnim zostanie niemała. Może i Second Life na tym skorzysta, zyskując nowych użytkowników, niemniej jakoś strasznie mi ich żal. Pal licho scenerię, ale przecież oni stracili swoje awatary.
------------------------------------------
P.s. Uchodźcy z Uru byli pojawili się swojego czasu i w Second Life. Kiedyś dawno ich szukałam. Wklejam SLURLe, ale nie ręczę za aktualność:
A na koniec stary podcast - Celia Pearce o Uruwianach w There.com
W oficjalnym wystąpieniu CEO platformy Micheala Wilsona wyczytać można, że bezpośrednią przyczyną zamknięcia There.com był kryzys ekonomiczny, którego wpływu nie zdoły złagodzić nawet wzmożone wysiłki programistów pocących się przez ostatni kwartał nad wyraz obficie przy ulepszaniu środowiska i ułatwianiu pierwszego kontaktu nowo zalogowanym.
Brzmi nader podobnie do poczynań Linden Lab, nieprawdaż?
Oczywiście wątpiący wiecznie mój umysł doszukiwać by się chciał czegoś jeszcze. Czegoś więcej niż napisano. Ostatecznie kryzys ekonomiczny podano z powód zaniechania wielu projektów, w tym także - niech wspomnę mojego ulubieńca - Lively by Google. O ile wtedy jasnym było, że to wymówka, teraz brzmi dość prawdopodobnie. Kołacze mi się jednak gdzieś z tyłu głowy myśl drobna - na ile znaczący dla There.com byli uchodźcy z Uru?
Pamiętać trzeba, że There.com stało się nową przystanią bezdomnej po zamknięciu Myst Online sporej społeczności dobrze wykształconych, nieźle sytuowanych wielbicieli zagadek logicznych. Ich przybycie nie wzbudziło entuzjastycznych reakcji rezydentów platformy, bo ani myśleli dostosowywać się do There'owych zwyczajów, tylko żywcem sobie Mysta zapragnęli przenieść ze wspomnień i bawić się w swoją grę dalej. Właściciele platformy przeliczyli wtedy dolary i szybko doszli do wniosku, że ci nowi bezkonkurencyjnie cenniejsi. Wybudowali im wyspę na środku oceanu i pilnowali skrzętnie, żeby nikt nie przeszkadzał płacącym regularnie, solidnym i odpowiedzialnym Uruwianom, bo to oni wówczas utrzymywali cały biznes.
Na początku lutego na stronie Myst Online pojawiła się krótka notka drukowanymi literkami: URU LIVE AGAIN. Może zbyt pochopnie łączę fakty, ale wydaje mi się, że jeśli tak znacząca finansowo grupa zamarzyła o powrocie do domu, There.com musiał to odczuć boleśnie.
Tak czy owak, zamknięcie There.com to bardzo istotny moment w historii cyfrowych światów i dziurka po mnim zostanie niemała. Może i Second Life na tym skorzysta, zyskując nowych użytkowników, niemniej jakoś strasznie mi ich żal. Pal licho scenerię, ale przecież oni stracili swoje awatary.
------------------------------------------
P.s. Uchodźcy z Uru byli pojawili się swojego czasu i w Second Life. Kiedyś dawno ich szukałam. Wklejam SLURLe, ale nie ręczę za aktualność:
A na koniec stary podcast - Celia Pearce o Uruwianach w There.com
2 komentarze :
Wiedziałam, że There znika, ale jakoś nie myślałam o tym w kategoriach własnej śmierci.
A tu proszę, o jedną Madelaine mniej. Nawet odrobinę się wzruszyłam na tę okoliczność.
Pal licho scenerię, ale przecież oni stracili swoje awatary.
Zabrzmiało jakby stracili conajmniej swe dusze. A to nasuwa mi pytanie; ile wart jest awatar? Pomijam czysto materialne kwestie skupiajac sie na sferze sacrum. Czy jesli awatar jest ekwiwalentem duszy to czy wazy 21 gram? :(
Prześlij komentarz