Świeżo będąc po rozmowie, z której banalny - znaczy prawdziwy - wniosek wskazuje na upór i konsekwencję jako przyczynek do sukcesu, spoglądam ze sporą, przyznaję, sympatią na nowy produkt Google. Nie bacząc na potknięcia i spektakularne gleby, gigant internetowy zamierzył się na na króla portali społecznościowych. Google+ vs. Facebook - zaiste starcie tytanów.
Mimo że Google+ jest nadal w wersji testowej i zamkniętej dla publiczności, spekulacje na temat powagi zagrożenia dla Facebooka rozsiały się po Sieci. Niby po nieudanych zamachach na Twittera (Google Buzz) i Second Life (Lively) trudno wpadać w popłoch i zaraz kasować konto na FarmVille. Z drugiej jednak strony lekceważyć potentata internetowego ciężko. Google mogło się przecież nauczyć na błędach i w końcu stworzyć coś lżejszego w obsłudze niż Wave, albo przynajmniej mniej siejącego postrach niż Buzz. Statystycznie rzecz biorąc, mogło przecież Google wreszcie stworzyć coś, co wypali.
Pierwszy kontakt jest bezbolesny, a to sporo. Interfejs nie odstrasza. Pewnie dlatego, że jestem już do niego przyzwyczajona - łudząco przypomina konkurencję (/oryginał...?). Białe tło, trzy kolumny - w środkowej moje posty. W lewym górnym rogu zdęcie samo wyskoczyło - dokładnie to, o którym zapomniałam, że je lata temu wsadziłam w swój profil Gmailowy (zmieniłam natychmiast!). Niemniej miło, że zsynchronizowało się bez mojego wkładu. Nie to jedno zresztą. W zdjęciach znalazłam swoje albumy z Picasa, a w kontaktach osoby, z którymi zdarzyło mi się nawiązać kontakt mailowy. Na całe szczęście tym razem Google zaoszczędziło mi nietaktu Buzza i nie wepchnęło mnie w życie prywatne recepcjonistki hotelu, w którym się zatrzymałam ostatnio. Tym razem przyjaciół trzeba wyklikać sobie świadomie. A i to nie oznacza pełnej poufałości. Dodając kogoś do swojego 'kręgu' udostępniamy mu swoją PlusGooglową ścianę, pozostając odciętym od jej/jego, aż nas ona/on nie doda również. Niby normalne, ale po Buzzowych kontrowersjach wolałam się upewnić.
Dodawanie przyjaciół zdaje się być na ten moment największą frajdą Google+. Nic dziwnego, drag-and-drop jakoś zazwyczaj wszystkich bawi. Nasze kręgi towarzyskie przybrały tu postać dosłowną i graficzną, w którą wrzucać możemy sobie główki profilowe naszych znajomych. Podobno możliwość grupowania kontaktów (a co za tym idzie, autocenzurowanie publikowanych treści) ma być tym, co powali konkurencję na kolana. Z tego jednak, co pamiętam, na Facebooku też można znaleźć (jeśli ktoś wytrwały) podobną funkcję (podpowiedź: prawy górny róg - Account -> Edit Friends -> góra środkowej kolumny - + Create a List). Tymczasowo zresztą bawić się w klasyczne grupowanie nie trzeba, bo PlusGooglowe kręgi skopiowane zostały do zewnętrznej aplikacji Facebooka - Circle Hack. Działa prawie tak samo, jak oryginalne Circles, można popróbować.
Google+ ma jeszcze kilka funkcji. Na przykład Sparks, których zupełnie nie rozumiem (bo w teorii chyba miały być dzieleniem się ciekawymi informacjami na temat swojej pasji, a wyglądają mi raczej na dzielenie się przypadkowymi wynikami z wyszukiwarki) albo Hangouts. No i Hangouts mi się bardzo podoba. Sprawa banalna, zapotrzebowanie - zdaje mi się - wielkie. Nic to innego jak videokonferencja. Podobno aż dziesięciu użytkowników może udźwignąć. Nie wiem jeszcze, na wieczór jestem umówiona na testowanie. Nie dość, że można spobie pogadać w oczy patrząc, to jeszcze można wspólnie filmik na YouTube obejrzeć (bez "trzy-cztery-play"...). Nie wiem, jak innych, ale mnie to zachwyca.
Facebooka też zachwyca, bo natychmiast ogłosił, że się skumpluje ze Skype i też tak zrobi. Tyle tylko, że na Skype można chodzić na randki jedynie - romantyczne kolacje w cztery, a nie dwadzieścia oczu.
Zerknęłam gdzieś na ankietę - 45% z rozkoszą przeniesie się na cokolwiek innego niż Facebook, 30% zdeklarowało się dostosować do większości. Niby Facebook w opałach. Ale jednak są rzeczy, których Google+ nie ma. Na przykład gier. Podobno użytkownicy przepadają. No i jakby nie patrzeć, moich albumów ze zdjęciami nie ma. Pamiętam, że odpowiedni czas temu za wkurzające uznałam przeładowywanie fotek z Picasa na Facebook, mam teraz kopiować w drugą stronę? Lubię mieć wszystko w jednym miejscu (ech, zsynchronizowane z mailem, kalendarzem, dokumentami... marzenie!). Tyle tylko, że komentarzy pod tymi zdjęciami to już się przenieść nie da.
No i najważniejsze - Google+ ludzi nie ma.
Da się obejść listę kontaktów (Facebook synchronizuje się z Yahoo! Mail, Yahoo! Mail synchronizuje się z Google+. Voilà!). Tylko żeby jeszcze te przeniesione kontakty się na nowym portalu udzielać chciały...
4 komentarze :
A czy to Google'owe tworzenie list dla znajomych uwzględnia możliwość ich modyfikacji? bo ja mam kilka list utworzonych, ale nie da się ich usunąć, ani dodać nowej osoby, co dla FaceBooka nie jest pozytywem.
Jesteś drugą osobą, którą znam, która ma styczność z Google+
+1 pasek/widget na ekranie telefonu. Póki co bezużyteczny :(
Jestem niezwykle kontent, że Wasza Wysokość wróciła do czynnego blogowania.
Max, no właśnie uwzględnia. W wersji facebookowej nie, ale oryginalne kręgi Google+ pozawlają na błyskawiczne przeniesienie najlepszego kumpla do zwykłych 'znajomych' (lub np. 'palantów'), jeśli Cię wkurzy. Wystarczy mu główkę przeciągnąć na odpowiednie kółeczko. (Proces zupełnie odwracalny :) ).
Filczyk, trochę mimo wszysko zazdroszczę. Na ten sam widget do mojego telefonu muszę zdaje się jeszcze trochę poczekać.
(i niezwykle jestem kontenta, że Pan Redaktor wrócił do czytania :) ).
No to FaceBook może zacząć się tym interesować, skoro Google+ zaczyna kopiować i przy okazji poprawiać błędy FB.
Prześlij komentarz