Czekanie na pranie nabrało dla mnie wczoraj nowego wymiaru. Bo co można w tym czasie robić? W mojej ulubionej pralni Cafe Frania podczas płukania dają kawę, podczas wirowania możesz pograć w karty, a w czasie suszenia sprawdzić wiadomości na Onecie.
Wczoraj jednak znaleźliśmy z szefem przybytku Grzesiem nową rozrywkę. Augmented Reality. Dla mnie pranie jakoś subiektywnie zrobiło się szybciej, dla niego... No cóż, każdemu właścicielowi punktu usługowego zdarzają się chwilę, gdy wolałby, żeby klienci przyszli innym razem.
Augmented Reality, czyli rzeczywistość rozszerzona, to - jak podaje Wiki - "system łączący świat rzeczywisty z generowanym komputerowo. Zazwyczaj wykorzystuje się obraz z kamery na który nałożona jest generowana w czasie rzeczywistym grafika 3D."
Praktycznie całość w wersji 'domowej' polega na wykorzystaniu komputera z kamerką internetową oraz pochłaniającego niezliczone ilości czarnego tuszu wydruku z markerami. Zadrukowana kartka - ustawiona w polu widzenia kamerki - korzysta z platformy Flash i z pozwalającej maszynie 'widzieć' technologii computer vision (biblioteka ARToolKit na licencji GNU GPL), czyli generować trójwymiarowe obiekty z dwuwymiarowego rysunku i wpasowywać je w obraz rejestrowany przez naszą kamerę.
Poza profesjonalnie przygotowanym modelem Toyoty wypróbowałam domowej roboty globus z The Pixel Farm i kilku mniej udanych głupot. Sporo tego w Internecie, jeśli ktoś zainteresowany, znajdzie bez problemu.
Bardziej praktyczna, choć mniej efektowna na ten moment wersja dla telefonów opartych na Adroidzie umożliwia wyświetlanie bezmarkerowych, 'labelujących' nakładek na otaczającą nas rzeczywistość. Dzięki GPS i wszelakim kompasom pozwala lokalizować najbliższe sklepy, restauracje, muzea itp. Użytkownicy iPhone'ów mają nieco gorzej, bo Apple blokowało (ponoć do wprowadzenia OS 3.1) wszystko z non-public API, ale i dla nich pojawiła się niedawno Wikitude, która dzięki usłudze Wikitude.me pozwala na dodawanie własnych lokacji. Grozi wprawdzie zaśmieceniem, ale przy odpowiednim filtrowaniu może dostarczyć informacji nie tylko turystyczno-zakupowych. Trochę to przerażające, ale gdyby faktycznie do powszechnego użytku weszły zapowiadane soczewki kontaktowe z czymś w rodzaju Head Mounted Display nakładającym Augmented Reality na to, co widzimy chodząc ulicami i gdyby połączyć to z już stosowanym rozpoznawaniem twarzy i podlinkować każdego do jego konta na Facebooku i Naszej-Klasie...
No cóż, zawsze byłam zdania, że kiedyś zejdę do podziemia albo zamieszkam na pustyni.
Naoglądałam się sterty filmików o tym, jak AR wykorzystuje się w prezentacji makiet nowych osiedli mieszkaniowych, planów kolejnej tamy wodnej, jak wybiera się w ten sposób nową sukienkę, nową parę okularów i sofę z lampką do pokoju gościnnego. I jak na mój gust, świat biznesu już definitywnie nie potrzebuje żadnych Second Life'ów ani żadnych Blue Marsów. Wirtualne obiekty wychodzące do reala są przecież jakoś bardziej przełykalne niż ludzie wczołgujący się kanciastymi awatarami do cyfrowych światów.
To tak na wypadek, gdyby się komuś wydawało,
że oddanie płodów rozwoju cywilizacji w ręce mas
uczyni nasz świat lepszym
Bardziej praktyczna, choć mniej efektowna na ten moment wersja dla telefonów opartych na Adroidzie umożliwia wyświetlanie bezmarkerowych, 'labelujących' nakładek na otaczającą nas rzeczywistość. Dzięki GPS i wszelakim kompasom pozwala lokalizować najbliższe sklepy, restauracje, muzea itp. Użytkownicy iPhone'ów mają nieco gorzej, bo Apple blokowało (ponoć do wprowadzenia OS 3.1) wszystko z non-public API, ale i dla nich pojawiła się niedawno Wikitude, która dzięki usłudze Wikitude.me pozwala na dodawanie własnych lokacji. Grozi wprawdzie zaśmieceniem, ale przy odpowiednim filtrowaniu może dostarczyć informacji nie tylko turystyczno-zakupowych. Trochę to przerażające, ale gdyby faktycznie do powszechnego użytku weszły zapowiadane soczewki kontaktowe z czymś w rodzaju Head Mounted Display nakładającym Augmented Reality na to, co widzimy chodząc ulicami i gdyby połączyć to z już stosowanym rozpoznawaniem twarzy i podlinkować każdego do jego konta na Facebooku i Naszej-Klasie...
No cóż, zawsze byłam zdania, że kiedyś zejdę do podziemia albo zamieszkam na pustyni.
Naoglądałam się sterty filmików o tym, jak AR wykorzystuje się w prezentacji makiet nowych osiedli mieszkaniowych, planów kolejnej tamy wodnej, jak wybiera się w ten sposób nową sukienkę, nową parę okularów i sofę z lampką do pokoju gościnnego. I jak na mój gust, świat biznesu już definitywnie nie potrzebuje żadnych Second Life'ów ani żadnych Blue Marsów. Wirtualne obiekty wychodzące do reala są przecież jakoś bardziej przełykalne niż ludzie wczołgujący się kanciastymi awatarami do cyfrowych światów.
Wyciąganie dalekosiężnych wniosków o ostrej opozycji między światem „na niby" i światem „naprawdę" na podstawie Second Life i jemu podobnych MMORPG okaże się najpewniej błędem. Następnym trendem (modą technologiczną), na razie jedynie rozważanym w teorii i w literaturze, jest tu bowiem coś, co nazywam OVR: Orto-Virtual Reality. To już nie prosty dualizm virtual–real, lecz nakładanie na świat realny nieskończenie wielu modyfikacji, w różnym stopniu odmieniających odbierane przez ludzi wrażenia. Opozycja zostaje zniesiona, przejście między realnym i sztucznym (prawdą i fałszem) jest ciągłe. Odtąd do owej ontologii trzeba już aplikować logikę wielowartościową, rozmytą. Wyzwolenie z mięsa następować ma ułamkami, drobny krok po kroku. Żadnych dramatycznych wyborów: first life czy Second Life. Nawet nie spostrzeżemy, nie poczujemy tego momentu, gdy dusza wyjdzie z ciała i opuścimy dziedzinę materii.
Jacek Dukaj, Minus ciało, wrzesień 2007
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz