Akademia Filmowa Polskiej Republiki

2 komentarze
Miniester WoodPaker "Le'mur" Barbosa i  Merlin Janick zwany Jaglarzem wprowadzili się na Rynek Polskiej Republiki. Ku uciesze mojej ogromnej i nieskrywanej panowie przeznaczyli wynajętą kamienicę na siedzibę Akademii Filmowej. Ruszyli z kopyta.  Na forum zapowiedzieli wielką galę filmową Republikanin 2008, która będzie ukoronowaniem konkursu na najlepszy film związany tematycznie z VR. Domyślam się, że panowie wyladowując sprzęty z ciężarówki, musieli zaprzyjaźnić się z prezesem baku zajmującego sąsiednią kamienicę, bo z tego, co widziałam na stronie www Akademii , Podex zdeklarował się już jako sponsor nagrody dla zwycięzcy konkursu.  Kto może, niech korzysta. Zapowiada się ciekawa zabawa. Niektórzy nie mogą, bo zostali wkolegowani w Jury i siedzą teraz i myślą, jak się wykręcić, bo też by chcieli film swój zrobić... :( Regulamin konkursu Siedziba Akademii Filmowej 

Konkurs na najlepiej ubranego avatara

2 komentarze
Drodzy Obywatele,  poruszone wysublimowanym smakiem, z jakim dobierają swoje stroje spacerujące po rynku Republiki avatary, damy krolewskiego dworu zapragnęły wyróżnić tę osobę, która wykaże się najlepszym wyczuciem mody.  Zapraszamy serdecznie do zaprezentowania się od najlepszej strony. Poszukujemy królowej lub króla pikselowej mody. Zgłoszenia aż do poniedziałkowego popołudnia przyjmuje była szefowa działu mody magazynu SL’ang Life, Ayumi Cassini.  We wtorek 7 października o godzinie 20:00 zapraszamy do zaprezentowania swojego stroju na wybiegu w Polskiej Republice. Poza nienagannie ubranym avatarem, prosimy przynieść ze sobą notkę z nazwami sklepów, z ktorego pochodzą poszczególne elementy stroju (koniecznie samodzielnie skomponowanego!).  Zwycięzca otrzyma honorowy tytul Najlepiej Ubranego Avatara w polskim SL oraz nagrode pieniężna.  Zapraszamy :) (Jak to przy spontanicznych inicjatywach - działać trzeba szybko, zanim człowiek uświadomi sobie, że właściwie to mu się nie chce. Ja

Aukcja mebli w PR

11 komentarzy
S tuk młoteczka rozniósł się po rynku Republiki i odbił się echem między kamienicami, nawołując spragnionych emocji Obywateli. Roberto Constantine, pomysłodawca i organizator wydarzenia, rozpoczął pierwszą w historii naszej wyspy aukcję (choć zapomnieć nie wypada, że licytowaliśmy się już w raz tym zakątku serweroni LL - z okazji tegorocznej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy . Ale to zupełnie inna opowieść :) ) Założenie było proste, każdy chętny może wystawić swoje obiekty na licytajcę, o ile przystał na obligatoryjną, mrożącą krew w żyłach cenę wywoławczą 1 L$. Wyśmienita okazja dla łowców dollarbie z jednej strony, z drugiej natomiast, nie ma się co oszukiwać, niektóre z puszczonych pod młotek zestów znacząco przekroczyły swoją cene sklepową. Aukcja była tematyczna, licytowaliśmy meble. Przez cały tydzień można było w narożnej kamienicy obok pałacu oglądać zrezowane obiekty, a dla tych, którym nie udało się wygrać upatrzonej kanapy czy stolika, zostawiamy je jeszcze na kolejn

Premiera w Teatrze Królewskim

8 komentarzy
Siedziałam sobie nad brzegiem SL morza i dumałam nad spektaklem, który było nam dane zobaczyć w Republice. Za sprawą Muzy, Cytryny, nieobecnej ciałem Morri, Szerewpa i Abelarda o anielskim głosie, polscy rezydenci dostali dosyć twardego orzeszka do zgryzienia. Zgodna opinia - "fajne, ciekawe o czym było" - rozbrzmiewała na afterparty. Ja mam kilka pomysłów, ale zgubiłam się w ich zawiłościach, a z braku możliwości podzielenia się nimi z jakimkolwiek zdecydowanym na cierpliwe ich wysłuchanie rozmówcą, utknęłam, siedząc zawieszona nad tonią pikselowej wody. Tam znalazł mnie bard republiki i z charakterystycznym dla siebie taktem zarządał nowego posta na blogu. "To go napisz, jak takiś cwany" odpowiedziałam z równie wielką gracją. No i napisał. Oto jego relacja z premiery "Łaknąć", która zalagowała na śmierć Polską Repubikę: [12:22] Euzebiusz Applemoor: z pewna doza niesmialosci krolowa przekroczyla drzwi palacu nie bedac pewna co zastanie [12:23] Euzebiusz

Koniec wakacji, czas do szkoły

10 komentarzy
Jeszcze na dobre nie strzepnęłam powakacyjnego kurzu z moich stóp, a już pierwszy dzwonek przywołał mnie do porządku. Mój Google Notifier ma swoje własne, dosyć specyficzne poczucie czasu, toteż zawiadomienie o rozpoczęciu roku szkolnego w Polskiej Republice dotarło z opóźnieniem i zaowocowało moim beztroskim pojawieniem się w pełnej już sali w samym środku zajęć. Nie wiem, czy pani profesor Ayumi taka wyrozumiała, czy raczej upiekło mi się ze względu na zajmowane stanowisko, niemniej, zostało mi wybaczone i nikt nie musiał wysłuchiwać moich bełkotów o zepsutym budziku. Chciałam po lekcji zanieść pani profesor jabłko na przeprosiny, ale nie sposób się dopchać do biurka okupowanego przez naczelnego lizusa z pierwszej ławki, barda Euzeba. Serce rośnie na widok avatarów pilnie linkujących i wykręcających primy pod bacznym okiem wykładowcy! Plan zajęć zapowiada się ciekawie, Ayu potrafi zabrać się do rzeczy z rozmachem :) Z tego co wiem, nadal są wakaty na niektórych stanowiskach, zatem za

Przystanek 6. - Lublana, miasto smoków, rowerzstów i palatalnego “l”

4 komentarze
Ostatnim przystankiem w mojej podróży miała być stolica Słowenii, do tej pory kojarzącej mi się raczej tylko ze skokami narciarskimi, palatalnym “l” w nazwie głównego miasta i niewiele znaczącym pytaniem uparcie powtarzanym przez znajomego Chorwata - “Sama pomyśl, na ile fajny może być kraj, który da się przejechać na rezerwie w baku?” Może być fajny. I to na tyle, żeby Lublana zdeklasowała Budapeszt na liście moich ulubionych miast “na wciągnięcie ręki” i zajęła wygodne miejsce tuż za Neapolem, moim bezwzględnym faworytem (nawet jeśli zatopiony pod stertą śmieci, jest najpiękniejszy!). Dziwna sprawa z tą Lublaną.  Gdy tylko nauczyłam się mówić, wyznałam mojej mamie, że w poprzednim życiu byłam angielską królową. Nie pamiętm tego rzecz jasna, ale podobno byłam zupełnie przekonana o prawdziwości tego irracjonalnego pomysłu. Drugi raz taka bezpodstawna pewność przytrafiła mi się jakieś 19 lat później, kiedy ni z gruchy ni z pietruchy doszłam do wniosku, że koniecznie muszę przeprowa

Przystanek 5. - Crikvenica, miasteczko, w którym jest tylko plaża

4 komentarze
:) Miała być wizyta u pewnego zaprzyjaźnionego wyspiarza , ale jakoś daleko było. Wysiadłam wcześniej. Też ładnie.

Przystanek 4. - Zagrzeb, miasto bana

2 komentarze
Wysiadając z pociągu w Zagrzebiu, wpadłam wprost na klęcznik ustawiony przed obficie zdobioną kapliczką Matki Boskiej dworcowej. Osobliwe, ale trudno się specjalnie dziwić, religia to przecież kolejny punkt na liście argumentów uzasadniających  postulat “zabić Serba”. Tym razem los rzucił mnie na wygodniejszą stronię barykady - “Polaki katoliki, Chorwaty katoliki. OK”. Źeby rozeznać się w sytuacji, badawczo zapytałam o drogę do hotelu. Piękna to była odmiana. Nie tylko zagajona osoba, ale i przypadkowo stojące obok łączyły siły, żeby przekazać mi wytyczne. Odetchnęłam z ulgą. Jeszcze przez kilka godzin Belgrad intensywnie zajmował moje myśli. Nie tylko moje. W hotelu turyści licytowali się, kogo doświadczenia w kraju ościennym były bardziej ekstremalne. Bezwzględnie wygrała pewna młoda dama, która usiłowała przejechać przez Sebię samochodem na belgijskich blachach. Zdecydowanie polecam taką zabawę tym, którzy lubią się bać. Zagrzeb, miasto urocze, klimatyczne i wbrew temu, co twier

Nikola Tesla, serbski wizjoner

5 komentarzy
P amiętacie może historię o tym, jak Kapuściński pojechał na swoją pierwszą wyprawę? Utknął w Indiach odcięty od reszty świata, do którego chciał wracać i nie zostało mu nic innego, jak pogodzić się z losem. Wyszło mu na zdrowie. Przypomniała mi się ta opowieść, gdy po 10 godzinach w Belgradzie rozpaczliwie szukałam drogi ucieczki. Pal licho ten opłacony nocleg i tę rezerwację na pociąg na następny dzień, byłam pewna, że nie wytrzymam w Serbii ani chwili dłużej. Cóż tam jednak moje zachcianki, skoro dworzec główny w Belgradzie obsługuje dziennie mniej połączeń, niż dworzec w Żywcu w trzy godziny :), a każde sensowne miasto (poza Zagrzebiem, w którym miałam się pojawić dopiero dwie doby później) oddalone jest o kilkanaście godzin jazdy. Zostałam. I dobrze. Następnego dnia, klucząc po uliczkach Belgradu, trafiłam na widok dość osobliwy - fontannę zamkniętą w szklanej gablocie. Irracjonalność tego pomysłu nie dała mi przejść obojętnie. Szybko okazało się, że konstrukja to nie byle j

Przystanek 3. - Belgrad, miasto nacjonalizmu

1 komentarz
Jest taki turystyczny spot reklamowy, który głosi, że Serbia to ostatni nieodkryty fragment Europy i wyzwanie dla poszukiwaczy przygód. Myślałam, że to coś bardziej na kształt “zastrzyku adrenaliny podczas grożącemu życiu i zapierającego dech w piersiach spływu pontonem po nieokiełznanej górskiej rzece”, oferty, którą można znaleźć w każdym wypełnionym po brzegi znudzonymi wczasowiczami hotelu. Nie tym razem. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest aż tak strasznie. Zwyczajnie na kilka godzin z równowagi wybił mnie drobny szok kulturowy. Nie planowałam odwiedzać niczego, co chociaż trochę przypomina Tiranę (i nie chodzi mi tylko o pokrętne przepisy drogowe sprowadzające się do jednej zasady - pierwszeństwo ma większy). Pierwsze sygnały ostrzegawcze odebrałam już na dworcu. Wokół bankomatu (chyba) obsługującego karty nieznanego reszcie świata formatu tłoczyła się grupka zderzonych z nową rzeczywistością straceńców z plecakami. O drogę do banku zapytać nie sposób, bo autochtoni na samo “Cou

Przystanek 2. - Budapeszt, miasto gulaszu, uroczych ludzi i zamkniętych muzeów

8 komentarzy
Budapest Keleti. Zdecydowanie jeden z najpiekniejszych dworców Europy w jednym z najpiekniejszych i najprzyjaźniejszych miast tej części świata. Kolejny raz nie jestem pewna czy ludzie tutaj są tacy mili, czy może ja mam jakiś zagubiony wyraz twarzy i budzę  litość, bo ledwo wyszłam z pociągu, a już jakiś pan wskazywał mi drogę do metra i tłumaczył, gdzie mogę kupić bilet. W planach miałam zaległe muzeum sztuki i labirynt pod zamkiem, a na deser słynne budapesztańskie łaźnie. Wiadomo, plany mają to do siebie, że służą bogom do przypominania śmiertelnikom, gdzie ich miejsce. W niedzielę wszytko zamknięto wcześniej, a w poniedziałek stolica Węgier zadaje się mieć wolne. Nie ma jednak tego złego. Snując się po dziedzinu zamku (i oburzając się, że nie przywitano mnie z odpowienimi honorami) znalazłam nowo otwarty House of Royal Wines and Callar Museum. Ha! Jak coś jest royal , to Uzi musi tam być! Wręczono mi pezsgokostolo , co miało znaczyć champagne tasting ticket i sprowadzono ponad 1

Korunovacne slavnosti v Bratislave

3 komentarze
Po wczorajszych uroczystościach koronacyjnych Ferdynanda II mój dalszy pobyt w Bratysławie mijał się z celem. Sytuacja była patowa. Z jednaj strony nie wypadało ignorować Ferdeczka, który przyjaźnie wołał do mnie z tronu “Hej Uzi, wiem, że skręca cię z zazdrości. Moja korona wygląda jakby miała z 10k primów, a nie laguje wcale i koszt renderingu prawie żaden, poza lekkim uciskiem na skroniach”, z drugiej, ujawnienie się w takim tłumie oznaczało koniec tajnej misji.  I faktycznie, bal koronacyjny kosztował mnie eskortę paparazzi w drodze powrotnej do hotelu i ukłucie tęsknoty za domem i moimi damami dworu (te Ferdydanda nie dorastają naszym do pięt). Bratysława spalona, nic tu po mnie. Następnego dnia rano ruszyłam w dalszą drogę (skrzętnie omijając przydworcową restaurację, w której kilkanaście godzin wcześniej miałam przyjemność pić rozwodnioną latte ramię w ramię z karaluchem). Na rozkładzie jazdy naładniej prezentował się “Budapest-Kel”. Maria Teresa, baseny i gulasz. Idealnie! We

Przystanek 1. - Bratysława, miasto płotów i zamkniętych bram

4 komentarze
W yruszyłam. Wiem, że wielu wątpiło w to, że zdołam wyłaczyć komputer, ale udało się. Wszystko dla dobra Republiki. Nie zatrzymało mnie nic. Ani mylący drogę głos Krzyśka Hołowczyca, który zamiast na dworzec prowadził mnie spowrotem do domu, ani pan konduktor, który nie wiedział dkąd jedzie pociąg, którym przyszło mu jechać, ani nawet zawiadowca stacji w jednym z miast ościennego państwa, który na pytanie o wagony do Bratysławy odpowiedział "idź precz". Pocieszało mnie to, że nie byłam sama, a i tak tylko ja władałam polskim i biernie czeskim, więc miałam się i stosunkowo najlepiej. "Byle do Zebrzydowic, później już będzie z górki" bełkotał naiwnie z niezidentyfikowanym akcetem jeden z towarzyszy niedoli. Ostatecznie wsiedliśmy wszyscy do pociągu oznaczonego magicznym "Sudbahnhof". To była słuszna decyzja. Zaczynam wierzyć, że wszystkie drogi prowadzą do Sudbahnhof. A przynajmniej przez Sudbahnhof. Ten Sudbahnhof to jakieś przekleństwo moje. Gdy tylko wysi

Stosunki dyplomatyczne Republiki

Brak komentarzy
Mimo młodego wieku naszego SIMu, polityka zagraniczna Republiki zaczna być coraz większym wyzwaniem. Incydent "Miś", który miał miejsce wczoraj na balu u ambasadora Czechii ,  ThomasK Andel a, mocno zachwiał dobrze rokujące stosunki dyplomatyczne między Polską Republiką a czeską wyspą Valuta. Wypadki na balu (podczas którego planowałam oficjalnie ogłość nawisko ambasadora PR obejmującego placówkę w Czechii - Pani Muzy Waco) potoczyły się w dosyć nieoczekiwanym kierunku. Wszystko za sprawą Quadro, Królewskiego Misia, który to mimo starań nie zdołał znaleźć muszki pasującej na niedzwiedzią szyję. Sekundę po wkroczeniu na salę, miś został wyrzucony za drzwi z powodu nieodpowiedniego stroju. Nie pomogły rozmowy i wyjaśnienia. Pan ambasador potraktował Quadro niczym nieokrzesanego niedźwiedzia prosto z lasu. Miś wykazał się wyrozumiałością i kulturą osobistą, nie awanturował się, nie żądał satysfakcji. Jako lojalny poddany królowej, postanowił zaczekać przed wejściem do budynku. N
Copyright © Plateau Project by Uzi Boa
Design out of the FlyBird's Box.