Pani Uzi zostaje fanką bluesa

7 komentarzy
Odkąd zwrócono się do mnie w RL-owym miejscu publicznym per "Pani Uzi", wierzę, że wszystko jest możliwe. Nawet to, że faktycznie weźmie mnie blues. Linka, czy mogłabyś zrobić kilkopytaniowy test psychologiczny, żeby bez specjalnego zachodu wiedzieć, pod którym bluesem się podpisać? Na ten moment moim faworytem jest to ↓ ----------------------------------------------------------------------- Ha! Linka się postarała. Poniżej test na bluesmana (przeklejam z komentarzy) 1. Dajesz się przekupić? a. tak b. nie c. tak, ale tylko alkoholem i sexem. 2. Myjesz się? a. nie mam czasu odpowiedzieć, rozmawiam z diabłem. b. bywa, ładniej się umyty komponuję z cekinami na moim krawacie. c. nie, po co? 3. Czy zabiłeś człowieka z Memphis? a. tak, nie jednego. b. nie zabijam, Bóg pewnego dnia do nie przemówił i się zmieniłem. c. On prawie mnie zabił, wisiałem mu kasę. 4. Czy zdradzasz swoją żonę? a. jestem mężczyzną mam prawo (to samo dla kobiet). b. Absolutnie nie, Bóg by mnie ukarał złym ba

Środkowy palec Reksia

6 komentarzy
Odnośnie tożsamości przestrzennej - od jakiegoś czasu zamierzałam się na pokazanie Wam nowej chluby ojczyzny kreskówek polskich. Miasto zafundowało sobie Reksia. Niby wszystko ok, niby uroczo i budzi miłe skojarzenia. A jednak. Psiak rzucił nam kość niezgody, dzieląc mieszkańców okolicy na dwa obozy. Dylemat dotyczy lewej przedniej łapki. Od czasu pojawienia się pomnika, co wnikliwiej obserwujący rzeczywistość mieszkańcy zachodzą w głowę, rozważając, czy Reksio naprawdę pokazuje nam środkowy palec, czy jednak kocha nas, jako i my go kochamy. Szkopuł w tym, że jak na przyzwoitą kreskówkę przystało, nasz pupil ma parzystą ilość paluszków, co pozbawia go możliwości użycia środkowego. Obrońcy niewinności dobranocek wzięli to sobie za dobrą monetę i obstają za wersją z palcem wskazującym. Tyle tylko, że wskazujący służy do wskazywania, co jeszcze bardziej pogrąża psiaka, bo jak na mój gust, to w tamtym kierunku nie ma nic poza sklepem Dopalacze.com. Całość jakoś niesmaczna i konfundująca. P

Tożsamość przestrzenna

5 komentarzy
Poszukuję od jakiegoś czasu miasta. Bez metody żadnej specjalnej i bez slow kluczowych. O to tylko idzie, żeby drogą objawienia rozpoznać w sobie nagle intuicyjne przekonanie, że tak, owszem - to jest klawe miejsce. I chcieć w nim zostać na chwilę. Tymczasem klątwa jakaś najpewniej sprawiła, że nic mi nie pasuje i nic nie odpowiada. Kraków zbyt pozerski, Wrocław za mało gościnny, Warszawa za brzydka, Lublin za nudny, Poznań za oficjalny itd. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale nawet pewnik mój na emeryturę i czarny koń wszelkich planów - madziarska stolica - też mi lekko zbrzydła. Jeśli tendencja się utrzyma, to jak w domu będę czuła się tylko w domu, co w moim przypadku zwiastować może jedynie ciężką chorobę tudzież śmierć. Skończę jak taki jeden, części z Was znany, co żyjąc w kraju, w którym są tylko dwa miasta, nigdy nie był w tym drugim. A miejsce swoje mieć przecież trzeba i tożsamość jakąś geograficzną. Choćby tak schizofreniczną jak szanownej ulubionej mojej pół-Hanysk

Tadam!

1 komentarz
Wymieniłam w końcu matrycę w moim laptopie, upgrade'owałam system operacyjny do Leoparda, zmieniłam taryfę telefoniczną i stworzyłam własną templatkę do bloggera. Nawet ząb mądrości przebił mi się na świat, mimo że dentysta zapewniał, że w moim ciele nie ma na niego miejsca. Ewidentnie mierzę się z przełomowym momentem życia... Tiaaa...

Wrocławska stypa

6 komentarzy
(oteksturowany Wrocław by Ando Ka.) Wyszło na to, że ludziom się nudzi i brak rozrywek zrekompensować sobie usiłują eventami dramatycznymi. Cena nie gra roli. Cały dorobek cywilizacji, cały personalizm, humanitaryzm, ekumenizm i śluby dla gejów szklag trafia. Byle się działo i byle skapnęła na naszych oczach choćby kropelka krwi. W ten piękny sposób właśnie zostałam uśmiercona. Dziękuję serdecznie za wszelkie wyrazy współczucia, kondolencje i oznaki sympatii. Warto było dać się zabić, żeby poznać swoją wartość. Nie przyszło mi do głowy, że tyle znaczyłam dla tak wielu... (*sigh*... ludożercy pokichani). Kilka dni jeszcze wyjaśniełam i wierzgałam, ale wytłumaczono mi, że to jedynie drgawki pośmiertne. Ostatecznie opadłam z sił i zaakceptowałam agonię. Stypa się odbyła, mimo że Mad nie wywiązała się z obiecanej sałatki. Twała dla najwytrwalszych trzy dni i dwie noce. Co miłe, nie wytykano mi nawet nieświeżości specjalnie. Tylko jeden pan wrócił do tematu mojego zgonu, podarowując mi wie

Tip of the week - Ostrawa

3 komentarze
(Witkowice, walcownia ) Tak tylko w biegu i na szybko - jeśli ktoś ma dłuższy weekend (nie wiem, czy wszyscy mają wolny piątek) i żadnych planów, ni pomysłów, warto zerknąć lekko za południową granicę. 40 km od Cieszyna (też prześlicznego) leży czeska Ostrawa. Miasto niegdyś o uroku i czarze Dąbrowy Górniczej (kiedyś koniecznie muszę klepnąć posta o tamtejszej fontannie - jest tego warta), dziś aplikuje porządną dawkę błogości i wakacyjności prosto w krwiobieg już jakieś 5 minut po wylądowaniu. Zwłaszcza w weekendy, gdy autochtoni znikają z ulic, by schronić się w czeluściach supermarketu/stadionu FC Banik/naturalnego, a wielkiego kąpieliska tuż za ścisłym centrum. (Witkowice, różności ) Ostawiacy wymyślili, że skoro przyszło im pozamykać kopalnie, zrobią z nich atrakcję turystyczną. Nie wyszło im to kiepsko. Pojechałam tam w zeszłym tygodniu, właśnie w celu oswojenia się z konstrukcjami industrialnymi, w związku z moją kiełkującą pasją do urban climbing (czytaj, zgłosiłam się na ocho

I znów to samo

13 komentarzy
Urokliwe warkoczyki losu przyprawiły mnie o lekkie mdłości, zaplatając kolejne kółeczko. Jak bardzo by się nie starać, nie da się ani na proces plecenia wpłynąć, ani go ignorować. Można tylko spiralkować, o ile trafi się na ten moment, gdy przeskakuje kolejne 360° (wersja optymistyczna). Właśnie mi się świat wydziera do ucha, że to już. Nie pisałabym o tym, bo ani Was to interesuje, ani Wasz biznes, ale przy okazji wypada pomachać Wam rączką i przesłać całusa. Stary znajomy pojawił mi się z powrotem, choć incydentalnie, dosyć niespodziewanie. Znajomym jest, mimo iż nie tylko moim, to na tyle starym, że nawet nie łudzę się, że choćby 1/4 z żywych awatarów o nim pamięta. Nie powiedział nic nowego. Powiedział to samo, co klepię na tym blogu od kilku miesięcy: "FUNU już nie ma dawno! Bo tam już NIC nie ma. Jak w pustej fabryce. Tylko wiatr gwiżdże." Poetycko, nieprawdaż? Uwielbiam symbole. Można się ich złapać. Niech więc będzie, że skoro on mi strzelił na Second Life starcie, o

Ekskluzywnie niemożliwe

2 komentarze
Autorka najlepszego bloga o Second Life - Bettina Tizzy z Not Possible in Real Life zwołała wczoraj spotkanie in-world (uczono mnie, że rozciąganie subiektywnych preferencji na sądy ogólne to kiepski pomysł, ale kichać nauki, i tak zawsze się to robi). Powodem była smutna, acz oczywista prawda, że zbiór rzeczy niemożliwych tylko w RL, a możliwych w SL, jest jedynie podzbiorem tego, co niemożliwe w ogóle. Ale mniejsza o rozczarowania. Od kilkudziesięciu godzin członkostwo w grupie Impossible IRL stało się z lekka elitarne. Elitarne w sposób najbanalniejszy. Nie idzie bowiem o to, żeby zostać zaproszonym na podstawie jakiś tam spełnionych kryteriów, ale o to, żeby zapłacić. I to jak na SL-owe zwyczaje niemało, bo 500 L$. Zmiana została umotywowana mglistymi jak dla mnie argumentami, bo ostatecznie wyszło na to, że zwyczajnym marketingiem snobistycznym. Najzupełniej rozumiem, że ekipa NPIRL poświęca swój cenny czas i że gorliwie wspiera "przymierających głodem" - jak to nazwano

Kury

Brak komentarzy
Z czterech jajek podarowanych mi przez Morri i Ando wykluły się trzy koguty i jedna kurka. Kupiłam im jedzenie, wybudowałam kurnik. Ayumi sprezentowała im mini zestaw wypoczynkowy ze swojej kolekcji mebli, Sql dorzucił dostosowany do kurczaczych rozmiarów telewizor. Powinno im być dobrze. Nie żebym przepadała za drobiem. Nie da się tego podrapać za uchem ani zabrać na spacer. Z dziecięcego doświadczenia wiem też, że nie warto się do takich przywiązywać emocjonalnie. Niedzielny obiad jakoś później nie smakuje najlepiej. Morri jednak zachwalała swoją hodowlę tak gorliwie, że nie mogłam nie spróbować. Obiecalam sobie nawet dbać o nie lepiej, niż o zasuszone na moim parapecie kaktusy. Niestety, zgodnie z przewidywaniami pierwszy kurczak nie przetrwał nawet doby. W domku na drzewie zostali sami panowie. Mocno sie martwię, jak sie to odbije na ich rozwoju emocjonalnym. Obawiam sie też, że nie uda mi się z tego towarzystwa wykrzesać ani jednego nowego jajka . Kurczakomania jest lekko zaraźliw
Copyright © Plateau Project by Uzi Boa
Design out of the FlyBird's Box.