Awatar nieprzezroczysty

niedziela, 18 stycznia 2009



"Bo interfejs w Second Life nie jest przezroczysty" powiedział Raf i zadumaliśmy się, wisząc nad daniem dnia jednej z najpodlejszych restauracji w mieście. Nie jest. Ale dobrze to czy źle? Raf ma cel w SL, jak powiedział - przybijając gwóźdź, nie chce patrzeć na młotek. Mnie bawi samo przybijanie. A dokładniej, obserwowanie procesu przybijania. Redefiniowanie. Dopóki moja uwaga skupiona jest na młotku, dopóty mam szansę na zauważenie metody i schematów (prac budowlano-remontowych...? Jakiś ten przykład może i obrazowy, ale pocieszny).
Zapewne kwestia indywidualna, ale dla mnie sam fakt, że SL imituje RL, nie wystarcza, żeby nie widzieć różnicy. Gdy w realu gra muzyka, tańczę. Gdy jestem na imprezie w pixelowie, DJ jest jedynie alternatywą dla playlisty w winampie. Każdorazowe kliknięcie chimerki dokonuje się wielkim wysiłkiem woli. Nie ma we mnie skłonności do immersji.
Gdyby nie ciąg zbiegów okoliczności, nadal siedziałabym pewnie na swoim balkoniku na wyspie Fisha i odpisywała na IMy. Co jakiś czas szłabym na wycieczkę pooglądać, co ludzie ładnego potrafią zbudować. Tyle.
Second Life jest tłem dla rozmowy, scenografią. Czasem marną, czasem ocierającą się o dzieło sztuki. Ale (jak dla mnie) nieruchomą, nieinteraktywną. Czasem jednak dzieje się coś, co kieruje moją uwagę na tę stronę SL-a. Na przykład cotygodniowy IM od Linki o treści "Uzi, już czas przebrać ava" albo pixelowe urodziny któregoś z przyjaciół (jeszcze raz wszystkiego najlepszego Morri), albo ostatnie show w Teatrze Królewskim, na którym Szer czytał z wielkim zaangażowaniem immersjonistyczne posty Awatara X, albo jeszcze ten nowy blog o SL-owym życiu. Najsilniej jednak działają sytuacje zupełnie spontaniczne.
Co byście zrobili, gdybyście rozmawiali z awatarem uparcie stojącym na stole (tuż obok urodzinowego tortu Morrisi) i który zapytany o powód twierdzi, że zwyczajnie tu się zrezował po zalogowaniu i stoi dalej? Akcja - reakcja. Zwykła przekora. Ja zaprosiłam do stolika i zaproponowałam filiżankę kawy. Sama kawy w SL nie pijam, ale na stole też nie stoję, podobnie jak nie chodzę nago (mimo że nie do końca rozumiem, dlaczego to dla ludzi takie znaczące). Może nie biorę pełnego udziału w awatarzym życiu, ale staram się nie przeszkadzać innym.

Koniec końców, temat mnie zainteresował. Ten cyrk z kawą sprawił, że poczułam się zobowiązana do poawatarzenia nieco. Chciałam zrobić coś klasycznego. A skoro na kulki nikt nie zaprosił, poszłam na hunta. Chwyciłam w pixelową łapkę kartę CSR2008 i przez dobre półtorej godziny zapełniałam ją pieczątkami z logo dwudziestu sklepów biorących udział w zabawie. Może i szlag mnie trafiał, ale zaparłam się. W nagrodę dostałam szkicownik. I Bóg mi świadkiem, będę z nim chodzić! Też chcę być awatarem.

Za pixelową egzystencję!
(czy jak to tam szło...)

3 komentarze :

Anonimowy pisze...

A więc to o to chodziło z tymi pieczątkami...
Citizen E.

Uzi Boa pisze...

Drogi Obywatelu,
nie we wszystkim trzeba się doszukiwać drugiego dna. Jak mówię, że zbieram pieczątki, to zbieram pieczątki i tyle.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Droga miłościwie nam panująca,
ponieważ Jacques Cousteau nie jestem więc poszukiwań dna i pierwszego - a tym bardziej drugiego, nie prowadzę.

Citizen E.

Copyright © Plateau Project by Uzi Boa
Design out of the FlyBird's Box.