Przypomniała mi się ta opowieść, gdy po 10 godzinach w Belgradzie rozpaczliwie szukałam drogi ucieczki. Pal licho ten opłacony nocleg i tę rezerwację na pociąg na następny dzień, byłam pewna, że nie wytrzymam w Serbii ani chwili dłużej.
Cóż tam jednak moje zachcianki, skoro dworzec główny w Belgradzie obsługuje dziennie mniej połączeń, niż dworzec w Żywcu w trzy godziny :), a każde sensowne miasto (poza Zagrzebiem, w którym miałam się pojawić dopiero dwie doby później) oddalone jest o kilkanaście godzin jazdy. Zostałam. I dobrze.
Następnego dnia, klucząc po uliczkach Belgradu, trafiłam na widok dość osobliwy - fontannę zamkniętą w szklanej gablocie. Irracjonalność tego pomysłu nie dała mi przejść obojętnie. Szybko okazało się, że konstrukja to nie byle jaka, a pierwsza na świecie fontanna zbudowana wg projektu Nikoli Tesli. Tuż obok wznosił się budynek muzeum tego największego wizjonera wszechczasów i jednocześnie jego grobowiec (zgodnie z wolą Tesli, jego prochy miały zawsze znajdować się w miejscu, w którym przechowywane są jego projekty).
Nie wiem, jak to możliwe, że zupełnie zapomniałam o serbskim pochodzeniu wynalazcy, ale przyznaję, że warto było przyjechać do Belgradu chociażby tylko po to, żeby na własne oczy zobaczyć, jak działają te jego cudeńka.