Przystanek 2. - Budapeszt, miasto gulaszu, uroczych ludzi i zamkniętych muzeów
wtorek, 9 września 2008
Labels: Realowe miejscówki / Trochę mniej immersjonistycznieBudapest Keleti. Zdecydowanie jeden z najpiekniejszych dworców Europy w jednym z najpiekniejszych i najprzyjaźniejszych miast tej części świata. Kolejny raz nie jestem pewna czy ludzie tutaj są tacy mili, czy może ja mam jakiś zagubiony wyraz twarzy i budzę litość, bo ledwo wyszłam z pociągu, a już jakiś pan wskazywał mi drogę do metra i tłumaczył, gdzie mogę kupić bilet.
Wręczono mi pezsgokostolo, co miało znaczyć champagne tasting ticket i sprowadzono ponad 100 metrów pod ziemię do średniowiecznych piwnic zamkowych. Pan, króry jako zawodowy smakosz długo i cierpliwie wyjaśniał mi, co powinnam czuć i widzeć pijąc kolejne lampki musującego wina, na koniec z szerokim (pierwszym tego wieczora) uśmiechem rzucił “nie przejmuj się, wy w Polsce macie za to świetne piwo i... żubrówkę”.
Podekscytowana polsko-węgierską przyjażnią ruszyłam w stronę najlepszego (jeśli ktoś ośmieli się polemizować, będę walczyć) bluesowego pubu w mieście, którego właściciel uratował mnie swojego czasu przed zamarznięciem na śmierć podczas jednego z nazbyt spontanicznych Sylwestrów. Jeśli będziecie kiedyś w okolicy, koniecznie tam zaglądnijcie. Pub znajduje się tuż pod wzgórzem zamkowym przy głownym moście nad Dunajem.
1. kolej serbska jest o 150% droższa niż w reszcie Europy, co jest równie nieprzyjemne dla podróżującego, co zabawne dla pracowników dworca w Budapeszcie, którzy w ramach oszczędności kierują na lotnisko (dwie kuszetki z Belgradu do Zagrzebia stanowią równowartość pary kozaczków z najnoszej kolekcji Zary albo żakieciku, wprawdzie nieznanej mi marki, ale ze sklepu tuż przy głównym deptaku w Budapeszcie);
2. ZOO przyjazne zwierzętom jest nieprzyjazne człowiekowi i oznacza, że nie zobaczysz 3/4 milusińskich, bo akurat nie mają ochoty ci się pokazać;
3. węgierski gulasz spożywany w brzydkiej lokalnej jadłodajni w towarzystwie załogi mechaników z pobliskiego serwisu samochodowego smakuje 10x lepiej niż w przyzwoitej restauracji w centrum;
4. niezależnie od tego, ile kilometrów przejdziesz, nogi przestają boleć, gdy tylko odkryjesz, że zgubiłeś kwit z przechowalni bagażu;
5. wrogość pracownika węgierskiej przechowalni bagażu mija w chwili, w której pokażesz mu polski paszport;
6. jeśli zechcesz na dworcu w Budapeszcie zwrócić zakupiony tam bilet, każą ci napisać do siebie podanie i wysłać go pocztą;
8 komentarzy :
A jednak żyjesz.
Co za ulga... :>
Żyję, ale wydostać się nie mogę. Utknęłam w Belgradzie, a do Kosowa chyba tory nie dochodzą...
Możesz spokojnie jechać do Kosowa. Polska jest jednym z bodajże 47 krajów uznającym jej niepodległość więc prawdopodobnie są nam za to bardzo wdzięczni ;P
Jedź. Jakkolwiek :>
Ech, Ogy... w tym rzecz właśnie, że w Belgradzie dosyć trudno jest zapomnieć o tym, że jesteśmy jednym z tych 47 krajów. Serbowie jakoś chyba za złe mają, czy coś...
A kto Ci każe gadać z Serbami? Najedź Kosowo od południa to możliwe że nie spotkasz ani jednego ;)
Dzięki słońce, teraz mi to mówisz...
Pogrążę się w modlitwie o Twój szczęśliwy powrót do ojczyzny.
Kelety chyba odnowili i troche zuli sie zapilo na smierc albo zanarkotizowalo ze tak sie zachwycasz nim, dla mnie to zawsze byl najochydniejszy, najbrudniejszy dworzec na swiecie, i zawsze kiedy bylem zmuszony przesypiac w Budapeszcie, raczej spalem w murach Citadeli po Pesztanskiej stronie niz na Keleti. A ludzie zawsze mi sie raczej dobierali do kieszeni niz zeby pomoc. Ale ciesze sie ze sie zmienilo, to naprawde byla zenada. {wyspiarz}
Prześlij komentarz