Taki jeden powiedział mi ostatnio, że w wypadku SL-owych ludzi pisanie o RL to oznaka słabości (pozdrowienia freaku). Ale jak się powstrzymać, skoro wszędzie pełno awatarów?
Zatem opowiadam.
Linka zrobiła imprezę. Ku uciesze wiwatującego tłumu ma zwyczaj świętować dwa razy w roku. W SL przyjmuje prezenty z okazji rezzday, w RL z okazji narodzin ciała. Wszyscy jesteśmy jej dozgonnie za to wdzięczni. Zwłaszcza ja. Dzięki tej przemyślnej polityce dwukrotnie częściej niż w przypadku innych osób jest mi przed nią głupio, że nie zdążyłam niczego kupić. Wyrzuty sumienia zagłuszyłam, wyznaczając sobie karę zmywania naczyń następnego dnia. Matko, daje słowo, że do tej pory wydawało mi się, że talerzyki i szklaneczki w RL są no copy...
Niezależnie, impreza była przednia i minęła pod znakiem specyficznej gry - "zgadnij, o co chodzi" (jak na mój gust przegrał Admin, bo nadal nie wie, na czym polegała zabawa "zgadnij, dlaczego wyrzucamy Uzi z kuchni"). Drugiego dnia było znacznie trudniej. Jeden z Linkowych gości musiał iść do pracy i postanowił zabrać nas ze sobą. Pamiętacie może podstawówkowe wycieczki do pracy rodziców kolegów z klasy? Ta wczorajsza przebiła nawet szkolną wizytę w studio filmów rysunkowych i fabryce szybowców! Niektóre awatary zarabiają na RL chleb w klawych miejscach.
Na miejscu czekała na mnie nowa gra. Pytanie brzmiało - "zgadnij, o co chodzi w Tańcu z gwiazdami. Masz czas do końca trawnia programu. Widownia nie podpowiada". Wiem, że wydaje się głupie, ale nie żartuję. Od lat nie mogę trafić na odpowiedni stolik pod telewizor, więc historia konkursów z głosowaniem przez SMSy kończy się dla mnie gdzieś na Big Brotherze z Gulczasem i Barze z tą blondyną, co jej "Fakt" zasponsorował operację nosa.
Jasne było, że idzie o to, że pary mieszane tańczą i są oceniane. Ale wydawało się, że istota show polega na tym, że to tańczenie ma być powiązane z gwiazdami. Zgaduj zgadula, kto jest gwiazdą...
Sprawa nie była łatwa, bo rozpoznawałam tylko Tyszkiewicz, Wodeckiego i Skrzynecką, ale oni gwiazdami nie byli, bo nie tańczyli. Dodatkowo zadanie utrudniały czynniki obiektywne. Pani Basia, której zadanie polegało na wydzieraniu się w trakcie przerw reklamowych, postraszyła, że jeśli ktoś nie będzie klaskał, to będzie musiał wyjść. Trzeba więc było dzielić uwagę na klaskanie w rytm, obserwowanie sceny, zerkanie ukradkiem na przeklawe konstrukcje z kamerami, obstawianie, czy Tyszkiewicz i ta druga kobieta z jury zabiją się czy nie w czasie, gdy szły offline, podawanie chusteczek higieniczych koledze Linki, który ślinił się niemiłosiernie na widok półnagich tancerek, no i, rzecz jasna, podziwianie naszego zaprzyjaźnionego awatara w pracy.
Jakoś jednak podołałam. Przynajmniej częściowo. Najpierw obstawiałam teorię, że wszyscy są gwiazdami, ale wykluczyłam, bo usłyszałam, że "sponsorem nagrody dla gwiazdy [l.poj. - przyp. U.B.] jest...". Później wymyśliłam, że tańczy gwiazda i jej RL partner, ale reguła niezgodności nazwisk przemówiła na niekorzyść pomysłu. Nie sprawdziła się też teza o tym, że gwiazdą jest ten, kto mówi więcej. Okazało się, że odpowiedź była banalnie prosta - gwiazda tańczy gorzej.
Uradowana sukcesem, nieco się zapędziłam i połakomiłam na kolejne pytanie - "zgadnij, dlaczego ci ludzie z widowni zapłacili za wstęp". Poległam.