(fotka by J. Shuftan)
Nie ma nic zabawniejszego niż bycie inspiracją samemu sobie. Świat kompletny, samowystarczalny. Tak właśnie się mi przydarzyło tydzień temu.
Mój poprzedni post (z małą pomocą przyjaciół) okazał się być na tyle poruszający, żeby wypchnąć mnie na spacer. Dobrze się szło, więc nie przestawałam. Pewnie bym szła dalej, gdyby mnie lekko nie zniosło na północ. Przeprawy przez Alpy może bym się i podjęła w razie potrzeby, ale Bałtyk wpław mnie nie kręci o tej porze roku. Zatrzymałam się zatem i zostałam na chwilę. Poszłam na świeżą rybę i trochę się zeszło, bo awatary znad morza wybitnie w moim guście.
Tydzień intensywny, więc i kilka wniosków się pojawiło. Przytoczę te spisane przez nas na szybko:
- to nieprawda, że w RL nie można zaprzyjaźniać się z przypadkowymi osobami zaczepionymi na ulicy (w konkursie na najsprawniejsze spoufalenie się z obcym zdecydowanie pokonałam dotychczasowego mistrza tej sztuki Jacka - pozdrowienia dla przemiłego naszego na chybił-trafił wybranego przewodnika po Wolinie);
- nie ma się co łudzić, imię osoby, z którą przegadało się ostatnią godzinę, nie zachowa się automatycznie w logach, trzeba zapytać i zapamiętać;
- landmarki w RL są drastycznie mniej precyzyjne; trafienie do poleconej restauracji potrafi zabrać godzinę i kilkadziesiąt nadrobionych kilometrów;
- tańce w RL mają zdecydowanie mniej wymyślne animacje, zyskują natomiast w kwestii synchronizacji;
- po attachnięciu butelki wódki w SL awatar naprzemiennie upada i wstaje, w RL staje się dziwnie statyczny i już się nie podnosi;
- RL jest straszniejsze; nawiedzone simy Euzeba i jego linki do horrorów na YouTube odbierają przyjemność snu przy zgaszonym świetle; kanapa, w której schowane były zwłoki zamordowanej kobiety za ścianą mieszkania Ennio, odbiera przyjemność snu w ogóle;
- czasami zjedzenie zbyt dużej ilości cukierków nie skutkuje bólem brzucha;
- zrobienie screena w RL wymaga dodatkowego urządzenia zewnętrznego;
- RL inventory ciągnie się za nami po chodniku przez parę kilometrów (nawet jeśli jest na kółkach); daje to jednak możliwość wykazania się męstwem wszystkim kolegom i ich braciom (zgodnie z obietnicą serdeczności same dla bezinternetowego a mimo to uroczego brata bankowca naszego);
- w RL od wody wieje chłodem (a zwiększenie dystansu widzenia wcale nie gwarantuje ze zobaczymy co jest po drugiej stronie);
- Slowa teleportacja trwa mniej więcej tyle co drukowanie biletu;
- (drukowanie biletu to tylko wstęp do 9 godzinnej podróży, po której stwierdzimy ze to jednak nie to);
- w RL wszyscy są brzydsi i głupsi;
- w RL też jest piłka nożna (i nawet są ludzie którzy ją oglądają);
- w RL republikami nie rządzą królowe...
- Szczecin nie leży nad morzem (serio);
Dziękuję za pomoc w stworzeniu posta Ennio i Jackowi, szanownym kolegom współeksperymentującym z realem.
3 komentarze :
Kiedys wysiadl z tramwaju Facet, podchodzi do mnie i pyta: "Przepraszam... Ktoredy nad morze?"
Moje oczy zrobily sie wielkie jak spodki. Zatkalo mnie! Stal tam tak i patrzyl sie na mnie z nadzieja w oczach. A ja nie wiedzialam co powiedziec...
W koncu odwrocilam sie w prawo i wskazalam reka w kierunku polnocnym i powiedzialam "Morze jest tam" Ucieszony podreptal we wskazanym kierunku przebierajac nogami. Nie zdazylam powiedziedziec ze na piechote zajmie mu to kilka dni...
150km od mojej parceli w rl i nie odwiedzilas? Zostanie zapamietane ;>
PS. mam nadzieje ze wypad od poczatku do konca bedzie udany.
Mac Silvercloud.
rl istnieje?
Prześlij komentarz