Profesor Zazul

Brak komentarzy
Nadrabiam zaległości. Teatr Królewski (pociesznie teraz wygląda ta nazwa, można by dla niej domyślić jakieś ekscytujące źródło) zaserwował repetę Profesora Zazula dla maruderów, czyli między innymi dla mnie, za co rzecz jasna jestem niezmiernie wdzięczna. Przyznaję, bolało mnie nieco moje gapowe tym razem. Poszłam, obejrzałam (w całkiem przyjaznych warunkach nawet) i się ucieszyłam, bo mi się podobało. Nie mogę powiedzieć, że zdarzyło mi się kiedykolwiek wizualizować sobie Tichego w tonie patetyczno-hamletowskim, niemniej spierać się nie będę - wiadomo, reżyser i aktor muszą w postaci zostawić trochę siebie. Może to i nieekonomiczne, bo każdemu się później wydaje, że zrobi Dziady lepiej, ale przynajmniej coś się dzieje, pieniądz płynie. Nie wiem dlaczego tak dobrze mi się spektakl oglądało. Może dlatego, że pierwszy raz w SL-owym teatrze nie musiałam patrzeć na techniczną stronę przedstawienia (punktualnie rozpoczynający się spektakl to nie urban legend! Słowo, że widziałam to na wła

O spotkaniach sentymentalnie

11 komentarzy
Trzy komputery, dwa iPhone'y, jeden iPod Touch, dwie duże pizze i trzy butelki coli. Tyle mniej więcej potrzeba do przeniesienia SL do RL. Sprawdziłam to już wielokrotnie. Zawsze się sprawdza. Jasne że można spotkać się na kawie/piwie/czymkolwiek tam i pogawędzić. Tylko wtedy to nic z Second Life wspólnego nie ma. SL-owe spotkania w realu wymagają dostępu do sieci. Bez niej nie sposób wymienić się linkami i primami. Bez niej nie da się podpatrzyć wygodniejszego sposobu robienia tego, co robisz kilka razy dziennie bardziej pokrętną metodą. Nie da się też przesłać LMa, podając jednocześnie ketchup (co wbrew pozorom jest bardzo miłe), ani wezwać na Skype tych, którzy dojechać nie zdołali. Prawdziwe SL-owe spotkanie musi odbywać się z udziałem netu. Inaczej nikt nie mówi o awatarach i nikomu nie chce się logować po powrocie. Nikt też nie czuje potrzeby planowania i wymyślania. Wszyscy nawijają o pogodzie i sytuacji społeczno-ekonomicznej kraju. Zapeszać nie chcę, więc nic nie mówię. Bo

Ayumi Cassini does Massively

4 komentarze
No i tag krzyczący " znam Sqla Miles'a " właśnie abdykował na rzecz nowej mistrzyni SL. Od dziś, aby brylować w towarzystwie, należy znać drugą połówkę duetu - Ayumi Cassini. Jej (opublikowany wczoraj rano) poradnik primowej magii właśnie pojawił się na massively.com . Nie żeby to był pierwszy raz, gdy Ayu zbiera pochwały, ale dumna jestem z niej niezwykle. Wszak Massively to w moich oczach najlepszy i najrzetelniejszy blog o MMO. Gratulacje olbrzymie !

Fobie

3 komentarze
Nie jeżdżę autobusami, o ile to nie jest konieczne, bo dramatycznie brzydzę się tych ohydnych, klejących się rurek zapełniających większość przestrzeni wewnątrz pojazdu niezajętej przez brudne siedzenia. Moi znajomi nie dotykjają klamek w publicznych toaletach albo noszą do pracy swoje własne gąbeczki do mycia naczyń. Nikt jednak nie pobije Redd Columbia. Jest cudowna!

...

1 komentarz
"Jak nie widzisz mojej twarzy levinasowskiej, to się bujaj, znacz żes zła jest" - usłyszałam dziś wieczorem i uznałam to natychmiast za najbardziej urokliwą wariację na temat potocznego "fuck off", jaka kiedykolwiek została rzucona w moją stronę. Szaleństwo widać modne w tym sezonie. Albo coś nie tak z ludźmi w okolicy. Szukam nowych przyjaciół.

Wyraź siebie laleczką

Brak komentarzy
Jeffrey Ventrella (niegdyś Ventrella Linden), twórca flexi primów i There.com , a przede wszystkim specjalista od awatarzej 3D komunikacji, pojawił się w zeszłym miesiącu na Orange Island. Jego bezgłowa postać zajęła miejsce w cieniu gigantycznej dłoni lalkarza i przyczepionej do niej marionetki. Mówił o Avatar Puppeteering , czyli próbach przełamania nienaturalnego, a'la filmowego i powtarzalnego sposobu poruszania się w Second Life na rzecz pełnej i natychmiastowej interakcji . Pomysł nie jest nowy, bo równo trzy lata temu Linden Lab ogłosiło swój nad nim patronat -> projekt Physical Avatar . I zamilkło... Ponoć odpuścili i całość przeszła w ręce młodych, zdolnych, zapalonych a niezależnych. Cisza. Zostają nam niepraktyczne HUDy do strojenia min i stare dobre AO. Moje ponoć zakrawa już na noobowskie (napomniała mnie Linka), więc zebrałam się w sobie i poszłam skomponować nowe. Nie żeby to, co wybrałam, specjalnie różniło się od poprzednika, ale załapałam chyba, o co chodzi w

Sklep Szerewpa zwany teatrem

4 komentarze
Wprawdzie zaskakująco celną zdaje się być uwaga Sqla, że nie muszę koniecznie krzywdzić się fizycznie za każdym razem, gdy mam ochotę wrócić do Second Life, niemniej jakoś ta sprawdzona metoda zdaje się działać bez zarzutu. Wystarczyło znów się unieruchomić i dzisiejsza premiera w teatrze Szerewpa już mnie nie ominęła (mimo że wieczór niesprzyjający, bo piątkowy). Zlituję się nad światem i nie będę już pisać o obrotowej scenie, ani o tricku z lustrem. Pominę moje żale w związku z zbyt częstymi zmianami dekoracji, które potrafią płynność akcji zatłuc niczym narodowiec kosmopolitę płytą chodnikową. Wszelkie bowiem pochwały i komentarze są już skrupulatnie wypisane u Anulki i Jacka . Ja chciałam jedynie wspomnieć o dwóch nurtujących mnie drobnostkach. Detal pierwszy - Tytułowy sklep z dollarbie'sami był (rzecz - dla tych, którzy widzieli - jasna) magiczny. A ściślej mówiąc, oferował przedmioty o niezwykłych właściwościach. Postacie z obrazu i odbicia lustrzane przejmowały życie swoje

˙˙˙ɐɹʇsnl ǝıuoɹʇs ɾǝıƃnɹp od lɐpɐu

3 komentarze
Obiecałam sobie, że kończę z głupotami. Że rzucam RL i wracam do normalnego życia. Przygotowałam się nawet. Odwołałam wszyskie spotkania, sprawdziłam listę eventów na wieczór, zaopatrzyłam się w duży karton soku. Nic nie mogło mi przeszkodzić. Tego dnia Szerewp miał pokazać nam swój nowy spektakl - Profesora Zazula . A że kocham Ijona Tichego nawet bardziej niż samego Lema, zrelaksowałam się i uspokoiłam. Nie było szans, żeby nie ściągnął mnie z powrotem do Second Life. Nie brałam nawet innej opcji pod uwagę. Najzwyczajniej nie doceniłam przeciwnika. Real okazał się zazdrosnym i zaborczym kochankiem. Nie wiem nawet, jak to się stało. Odwróciłam wzrok od monitora tylko na sekundę przecież... pamiętam jeszcze dźwięk przychodzącego sms-a -> rosyjski stylista do oglądnięcia na granicy polsko-czeskiej (czy tam polsko-tureckiej, jak woli Linka). Potem cisza. Znów wpadłam w RL-wy ciąg... Ocknęłam się dwie doby później na stole zabiegowym krakowskiego pogotowia. Znowu... ech. Słabość mojej

Kliknij, aby nadać nazwę, czyli uwaga na marginesie wakacyjnych fotek

2 komentarze
Kto korzysta z googlowych bajerków, pewnie świetnie o tym wie, że od jakiegoś roku Picasa Web Album rozpoznaje nasze buzie na fotkach . Po co? Jedni mówią, że idzie o to, żeby łatwiej się segregowało obrazki, inni rozwijają teorie spiskowe (btw. słyszeliście już o tym, że obowiązkowe niebawem szczepionki przeciw świńskiej grypie mają być narzędziem masowej zagłady?). Rzadko dzielę się swoimi zdjęciami, bo - podobnie jak mój ból zęba - nikogo one nie interesują, więc dopiero teraz odkryłam udoskonalony album googlwy. Dał mi nieco radości, a radością trzeba się dzielić. Załadowałam kilka starych fotek, żeby zobaczyć jak to działa. Spodobało się. Wklejam kilka moich ulubionych .

Kapitan Hussen

8 komentarzy
Kapitan Hussen w tym roku skończy 26 lat. Ma nadzieję w ciągu najbliższych kilku miesięcy uzbierać brakującą resztę z 30 000 funtów egipskich, które obiecał zapłacić wujkowi za rękę jego córki. Kapitan Hussen ma łódkę. Zabierze cię nią wszędzie, gdzie tylko chcesz, pokaże, co tylko sobie zamarzysz. Ale targować się nie potrafi. Cenę negocjuje jego brat, Hussen jest za miły, Hussen tylko pływa. Kapitan ma dyplom ukończenia szkoły średniej, ale dalej uczyć się nie chciał. „Nil i łódka są najlepszym uniwersytetem” - śmieje się głośno, szczerząc świecące bielą zęby. Kapitan Hussen wyjechał kiedyś do kurortu nad Morzem Czerwonym i nosił turystom ręczniki na plażę. Podobało mu się, ale po roku wrócił. Tęsknił za Nilem. Nauczył się w tym czasie trochę polskiego, rosyjskiego, niemieckiego i francuskiego. Angielski zna bardzo dobrze. Podłapał podsłuchując native'ów, których woził po rzece. Kapitan jest Nubijczykiem, ale używa tylko arabskiego. „Nubijskiego nie pamięta już nikt z nowej wiosk

A jednak da się zrobić Egipt na własną rękę!

4 komentarze
Ha! Wyszło na to, że strach lekliwych i mnie przeraził. Jak zawsze niepotrzebnie. Egipt nie taki straszny, jak go malują. Wyczołgałam się ze statku w turystycznym porcie w Luksorze i zaledwie po 20 minutach i z pomocą tylko trzech przyjaciół udało mi się wynegocjować taksówkę do centrum w przyzwoitej cenie. Pan był miły bardzo. Zawiózł, odwiózł a w międzyczasie pomogł w znalezieniu kilku punktów strategicznych (czytaj, sklepu z podrabianą whisky) i próbował opchnąć gram haszyszu w cenie wywoławczej 12 PLN (az strach pomyslec po ile to tu naprawde chodzi). Ostatni klimatyzowany głęboki wdech i zanurkowaliśmy w sam środek głebin egipskiego targu. Akurat tak się złożyło, że nasza czwórka była jedynymi Europejczykami w zasięgu wzroku, dzięki czemu mięliśmy przyjemność zaliczyć intensywny kurs lokalnej gościności. Dowiedzieliśmy się przeróźnych ciekawostek, o których nie było na Wiki. Na przykład tego, że jak kobieta jest stosunkowo szczelnie zakudana, wołają za nią “blue eyes, blue eyes..

Nil

2 komentarze
Kolosy Memnona, Zachodnie Teby zwane Luxorem Miałam pojechać na wakacje, tak więc zrobiłam. Miałam wybrać kraje nadbałtyckie, ale się rozmyśliłam. Prawdę mَwiąc, czerwcowy długi weekend we Lwowie rozwiał moje ostatnie nadzieje. Czas się przyznać, europejskie miasta zlewają mi się w jedną rozmemłaną papkę, w ktorej fakt, można wyodrębnić jakieś konkretne obiekty - jakieś budapesztańskie parlamenty, londyńskie mosty czy praskie katedry - ale zdają się być wszystkie połączone siecią identycznych uliczek z identycznymi kawiarniami powsadzanymi w identyczne kamienice. Jeśli nie Europa, to też i nie kolej (nie tylko dlatego, że mَj ukochany InterRail Global Pass działa tylko na naszym kontynencie, ale i trochę dlatego, że jak już zmieniać plany to po całości). Nikt nie ma mocy zdolnej namَwić mnie na urlop stacjonarny, podobnie jak żadna siła nie zaciągnie mnie na autokarową objazdَwkę. Czarterowanie samolotَw na własną rękę jest niestety poza moim zasięgiem, został zatem tylko statek. A że

Pimp my Forum

1 komentarz
Ha! Dokonałam odkrycia ontologicznego - świat stoi, gdy chcesz, rusza, gdy sobie zażyczysz. Wystarczy, że zauważyłam, że panta rhei i faktycznie rhei . Tak ot. Weszłam na secondlife.pl , żeby przeczytać/odznaczyć jako przeczytane zaległe 991 postów i okazało się, że wyczucie mam nieziemskie. Ostatnia to bowiem chwila, żeby oglądać nasze forum takim, jakie je znamy, cenimy, szanujemy i kochamy. Zgodnie z zapowiedzią p. Admina, jutro w pracy wszyscy będą musieli zadowolić się Onetem i Pudelkiem. Jakiś już czas temu zdarzyło się Adminowi odpicować forum polskiej społeczności Entropia Universe , widać przyszła kolej i na nas. Tak długo pytałam, czy będziemy podobni, że się złamał i pokazał. Nie będziemy. Więcej powiedzieć nie mogę, bo krwią własną podpisałam, że ograniczę się do oficjalnego komunikatu autora rewolucji: "będzie dużo nowego i super w każdym calu" i do cytowania opinii zaczepionych przez Admina przypadkowych przechodniów, np.: "Już nie mogę się doczekać!"

Back to reality

5 komentarzy
Przez ostatnie dni tak sobie spokojnie, nie wadząc nikomu, odfajkowywałam questy, zabijałam potwory i levelowałam ku uciesze własnej i producenta Age of Conan. I gdy już przedarłam się do poziomu czterdziestego, który mi się jawił jako wymarzona kraina dorosłości (wreszcie mogę dostać prawko na kobyłkę i zacząć pobieranie nauk u któregoś z mistrzów cechowych - swoją drogą, wybiorę chyba jubilera, żeby odbić sobie brak umiejętności tworzenia biżuterii w SL), zadzwonił telefon. Odebrałam jedną ręką, drugą trzaskając Rozjuszoną Bestię Ciemności - "Dzień dobry, Urząd Skarbowy". He.... Zawsze byłam zdania. że nie ma na świecie lepszego RPGa niż budżetówka. Świetnie się bawiłam (nie wspominając już o tym, że podreperowałam kondycję, biegając tam i z powrotem od pokoju 316 do 235, okienka z formularzami i dziennika podawczego na parterze). Tak czy owak, ten telefon wyrwał mnie z letniego zawieszenia i przywrócił do mojej normy. Znów siedzę w kawiarni, piję latte i pisze posta. Wszys

I po urodzinach

Brak komentarzy
Ha, wypadałoby zrobić ankietę. Przyznajcie się drogie SL-owe dziatki, ilu z Was poszło na przyjęcie wujka Philipa? Ja wykonałam kilka podejść. Według klucza - listy wystaw na simie świętującym . Nie przebrnęłam nawet przez 1/3. Trochę żałuję, bo to nie w moim stylu (ktoś grywa w Heroes of Might&Magic? Ja z tych, co nie odpuszczą, zanim nie oflagują wszystkich kopalni). Ciężko powiedzieć dlaczego nie skończyłam. Może z powodu przesytu - jakoś przytłaczała ta mnogość pozycji; może z powodu ogólnej duchoty - czarna, błyszcząca zewsząd glowem wyspa urodzinowa przytłaczała bardziej niż jej eklektyczny content; może dlatego, że nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to, co tam widzę, jest naprawdę klasycznie i zwyczajnie kiepskie, a może z powodu czekających na mnie misji w Age of Conan. Nigdy się już nie dowiem, niech więc nieudane (jak dla mnie) urodziny Second Life dołączą do pudełka z tajemnicami wszechświata. Chciałam załatwić to przyzwoicie i przynajmniej pojawić się na przemowie Phili
Copyright © Plateau Project by Uzi Boa
Design out of the FlyBird's Box.