Nil

niedziela, 12 lipca 2009

Kolosy Memnona,
Zachodnie Teby zwane Luxorem

Miałam pojechać na wakacje, tak więc zrobiłam. Miałam wybrać kraje nadbałtyckie, ale się
rozmyśliłam. Prawdę mَwiąc, czerwcowy długi weekend we Lwowie rozwiał moje ostatnie
nadzieje. Czas się przyznać, europejskie miasta zlewają mi się w jedną rozmemłaną papkę, w ktorej fakt, można wyodrębnić jakieś konkretne obiekty - jakieś budapesztańskie parlamenty, londyńskie mosty czy praskie katedry - ale zdają się być wszystkie połączone siecią identycznych uliczek z identycznymi kawiarniami powsadzanymi w identyczne kamienice.
Jeśli nie Europa, to też i nie kolej (nie tylko dlatego, że mَj ukochany InterRail Global Pass działa tylko na naszym kontynencie, ale i trochę dlatego, że jak już zmieniać plany to po całości). Nikt nie ma mocy zdolnej namَwić mnie na urlop stacjonarny, podobnie jak żadna siła nie zaciągnie mnie na autokarową objazdَwkę. Czarterowanie samolotَw na własną rękę jest niestety poza moim zasięgiem, został zatem tylko statek. A że, jak każdy z gَr, czuję się w głębi serca marynarzem, nie wahałam się długo.


Morze Śrَdziemne jest miło pod ręką, ale kurcze, zahacza o Europę, więc odpadło. I mimo, że kilka lat temu publicznie się zaklinałam, że nigdy więcej krajَw muzułmańskich, jakoś stanęło na Nilu. Pan taki jeden zakolegowany, ktَry sprzedawał mi rezerwację na kajutę, zaklinał się, że będzie klawo. I chyba miał rację. Bo niezależnie od mojej szczerej niechęci do wszystkich hello-myfriendَw i ich best-price'َw-for-me, mimo że o wpuszczenie na pokład samolotu musiałam nieco powalczyć, bo w roztropności swojej zamَwiłam bilet na inne dane niż mam w dokumentach (nie, nie na Uzi Boa!) i mimo że jak już się na ten pokład dostałam, to okazał się on być airbusem, to jest mi całkiem miło.
Wyszło jak w pysk strzelił, że nie każdy airbus spada, że krokodyli, ktَre miały mnie pożreć, nie ma na Nilu od czasu postawienia zapory (szkoda trochę), że to nieprawda, że moje ciało roztopi się i zgnije, gdy temperatura przekroczy 50 stopni, że nie utknę w toalecie, jak tylko tknę lokalnych smakołykَw (ech, jak ten pan pięknie mi gotował! Może i nie przeszedłby testu sanepidu, ale za to wszystko, co tam wrzucał mi do miseczki, dawał wcześniej do skosztowania i powąchania. Grzechem byłoby się powstrzymać) i że nie wyszłam aż tak źle na niefortunnej podmianie mojej reklamَwki z Baltony, ktَrej zawartość wybierana była z wielką pieczołowitością, na czyjąś tam, w ktَorej znalazłam prostą ordynarną czystą, bo ten nieuważny ktoś zatroszczył się za mnie o niezmiernie cenne teraz zapasy wody.


Siedzę więc sobie na tym stateczku, muezin nawołuje na modły, a ja klepię sobie posta, po prawej mając Świątynię Karnak, a po lewej Dolinę Krَlowych.
Nawet hello-my-friendَw przeskoczyłam, bo jeden miły autochton wytargował mi 3 litry cieczy w cenie, w jakiej kupowałam 0,33.
Klawo.



Pozdrawiam serdecznie,
Zaegiptowana Uzi.

2 komentarze :

CvX! pisze...

A to Ci niespodzianka! Trudno za Tobą nadążyć, Uzi. Przed chwilą jeszcze w kraju, a tutaj wpis na blogu z obczyzny! :) Miłego wypoczynku. ;)

Linka pisze...

wracaj stop tesknie stop chce do bb stop szybko stop przywiez mi murzyna stop Linka

Copyright © Plateau Project by Uzi Boa
Design out of the FlyBird's Box.