Hello Kitty Online

poniedziałek, 16 lutego 2009

Nie rozmawiałam z Adminem od dawna. Właściwie to chyba od czasu, gdy wyjaśniałam mu (cierpliwie i spokojnie), co myślę o robieniu pamiątkowych zdjęć z imprezy o 4:00 rano. Póżniej tematów wspólnych jakoś nie było... Odezwał się w walentynki. Nie dla wyznań wprawdzie ani czekoladek, słodyczą przebił jednak niejedną bombonierkę. Wysłał mnie do download area i zapowiedział się na rano.
Tak też się stało i mimo że moje rano okazało się być jego południem, udało się nam spotkać. Znalazł mnie do strzału, przeczuwając zapewne mój brak inwencji w kwestii nazw własnych. “Witamy w Sanrio” powiedział Admiś ukryty pod postacią rudowłosego pięciolatka (na oko) w potarganych spodniach i z patykiem w ręku.


SanrioTown pełni funkcję sali ekspozycyjnej podczas akcji Happy Hearts - zorganizowanych z okazji święta zakochanych dni otwartych Hello Kitty Online. Od 20:00 (EST) 14 lutego przez kolejne trzy doby można nieodpłatnie zwiedzać tę powalającą lukrem mieszankę World of Warcraft i Barbie World.
Ja z całości nie skorzystam. Klient HKO wymaga .NET Framework 2.0, co odrobinę wyklucza mnie z grona mile widzanych. Jako że jednak uparłam się, żeby przelotnie chociaż zerknąć i przynajmniej kątem oka zobaczyć “what the excitement is all about”, postanowiłam skorzystać z ostatnich minut dostępu do PC i dla wypełnienia kilku misji zaryzykować spóźnienie na pociąg.

Założenie konta załatwia się sprawnie i bez zbędnego klikania. Równie szybko odfajkowuje się awatara. Kilka dostępnych odcieni skóry, trzy fryzury, trzy kolory oczu. Tyle. Zastanowiło mnie to, że nie można poprzebierać laleczki, ale juz chwile póżniej pojęłam dlaczego. Pierwsze ciuchy trzeba zdobyć, kolejne można kupić za zdobyte pieniądze.
W Hello Kitty są levele!!
Handluje się, produkuje, szkoli umiejętności, rozwija postać.
Gdy tylko zobaczyłam interfejs i swój profil, przemknęła mi przez głowe straszna myśl - a co, jesli oni tutaj mają fabułę...? Poczułam się nieswojo. “Dostałaś już jakąś misję?” - padło jak na zawołanie sekundę później.
Dostałam. Jakiś mieszkający w jabłku misio-piesek zlecił mi windykację książek. W podziękowaniu dostałam dżinsy, którymi czym prędzej przystroiłam moje przedziwne ciałko trzylatki o biuście szesnastki. Admin powiedział, że ochronią mnie przed atakami krabów, jak już zdobędę różdżkę i po dżenetelmeńsku poszedł mi pomóc zbierać jakieś zielsko dla chorego misia kucharza.
Już miałam nauczyć się robić gorącą czekoladę, gdy zorientowałam się, że zabierający mnie od frameworka pociąg odjeżdża za 20 minut. Wylogowałam się oburzona tym, że Kitty nie spotkałam i troche rozczarowana, że nigdy nie zobaczę tego lukrowego miasta, które widziałam zaznaczone na mapie HKO świata.

Na pociąg zdążyłam, ale zanim przedarł się przez zaśnieżoną krainę, Admin był już członkiem gildii we Florapolis... ech...
Przynajmniej screeny podesłał:


6 komentarzy :

Anonimowy pisze...

Po tym wpisie zacząłem się martwić o stan zdrowia głowy Polskiej Republiki ;)

Uzi Boa pisze...

Dzięki za troskę, ale gdzie byłeś, jak zakładałam pixelową koronę? Wtedy trzeba było reagować...

Dsx pisze...

ooo jakie fajne....jabłkowe domki,wielkie grzyby i ginat kwiaty
już mi się podoba :)

Linka pisze...

ale jak to, nie rozumiem.
Żeby się ubrać nie wystarczy przelać jackowi odpowiedniej sumy na konto????
O.o

CvX! pisze...

Linka, tutaj rekinem finansowym jest nie Jacek a Jarek. ;) Muszę dogadać kwestię użycia nazwy handlowej żeby jakoś klientów zdobyć. :D

Linka pisze...

Jarek też dobrze. Nie jedno Martini razem wypiliśmy.
Tfu Margerite.

Copyright © Plateau Project by Uzi Boa
Design out of the FlyBird's Box.