Zapiwniczenie anielskie
czwartek, 5 lutego 2009
Labels: Eventy / Pikselowa sztuka (subiektywnie) / Pikselowi ludzie / SL PLZnana i lubiana, rzecz jasna, Piwnica pod Aniołami wzmożyła ostatnio ten rodzaj aktywności notkowej, na którą odpowiedzieć mogą osoby niewtajemniczone w wewnętrzne relacje towarzyskie piwnicznych stałych bywalców. Nie mogę powiedzieć, żeby było to dla mnie jakkolwiek przykre.
Kilka dni temu Abelard - najpopularniejszy głos polskiego SL - odczytał teksty Hacintho Hueta. Poszłam z ciekawości i z zasady (według której staram się, jeśli tylko to możliwe, uczestniczyć w każdym przejawie inicjatywy rodaków wykraczającej poza standardowe zajęcia awatarze). Szanownego Autora wcześniej poznać nie miałam okazji, toteż zgodnie z inną swoją zasadą, nie wiedząc, czego mam się spodziewać, spodziewałam się najgorszego (niezmiernie użyteczna metoda, zapewnia niezakłócone niczym dobre samopoczucie - nigdy nie można mnie rozczarować, można jedynie pozytywnie zaskoczyć).
Hacintho rozdawał radość niczym cukiereczki. Nie wiem, czy jest taki zawsze, czy to tylko poza przyjęta na potrzeby wieczoru autorskiego, ale wpasował się w rolę idealnie. Przystrojony w (konieczny w tej sytuacji) czarny golfik awatar kilkakrotnie powtórzył, że on to ma kaca i nie jest w formie i w ogóle to właściwie jest zbędny, bo przecież swoje już zrobił i właściwie to może sobie iść. Trema to czy kokieteria? Nie wiem i wiedzieć nie chce, bo wyszło świetnie. Jednak gwiazda wieczoru bez drobnej chociaż pozy byłaby nudna.
Jednym słowem, byłam kontenta jeszcze zanim spotkanie się zaczęło. Dobrze, że nie wyszłam (a przyszło mi to do głowy, bo obawiałam się, że same wytwory mogą zrujnować dobre wrażenie, jakie zrobił ich autor). Zostałam i wysłuchałam, więc podzielę się wrażeniami.
Hacintho pisze tak, jak nie lubię. Pokrętna nieco składnia i leksemy, których próżno szukać w mowie potocznej (nawet erudytów), wywołuje u mnie nieprzyjemne wrażenie sztuczności charakterystycznej dla niewprawnych uczniów Lema i mistrzowskich kopistów Sapkowskiego. Niemniej, obiektywnie nic w tym nagannego i mimo swojej prywatnej niechęci do takiego stylu, muszę się z nim pogodzić, bo zbyt się zrobił popularny, żebym miała szansę go unikać.
O ile nie lubię języka a'la Sapkowski, to uwielbiam część jego pomysłów. Największą radość dają mi przeróbki popularnych bajek. Zdaję sobie sprawę, że nudne i oklepane, ale ta świadomość w żaden sposób nie powstrzymuje mnie od rzucania wszelkich innych zajęć, gdy tylko przemielona przez czyjąś głowę znana historyjka pojawia się w zasięgu mojego wzroku.
Hacintho uszczęśliwił mnie swoją wersją Czerwonego Kapturka, która zaczyna się tak:
Była sobie w lesie chatkaW której żyła stara matkaOraz dziewczę lat niewielu,Urodzona po weseluTejże matki z tatkiem córki,Co z powodu białej burkiSię Kapturkiem Białym zwała,O niej będzie bajka cała...
Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi za złe, że przywołuję tylko jeden tekst. Obiecuję rzetelną monografię napisać po śmierci autora. Tymczasem mówię o tym, co najbardziej przypadło mi do gustu, co nie oznacza, że reszta tekstów mi się nie podobała. Najlepiej ocenić samodzielnie. Utwory dostępne są w piwnicznej biblioteczce.
Piwnica pod Aniołami nie poprzestaje na wspieraniu artystów. Rozwija też naukę. Wczoraj odbył się pierwszy z siedmiu wykładów Adama Agrahama pod tytułem Manipulacja umyslem czlowieka. Nie potrafię powiedzieć, czy cała seria będzie kręcić się wokół tej tematyki czy to jednorazowe. Zobaczymy.
Niesamowicie to wszytko cieszące. Nie dość, że komuś się chce zrobić cały cykl, to jeszcze nie na temat SL. Wreszcie! Wielkie uznanie. Mam nadzieję, że zainspiruje to innych.
Byłam wczoraj w przypiwnicznym ogrodzie i słuchałam. A przynajmniej się starałam, bo przyznam, że wykład był długi, a moja zdolność koncentracji na słowie czytanym zaczyna szwankować po jakiś 30 minutach, a po 45 pada zupełnie. Osobiście wolałabym, żeby spotkań było 14 lub 21 zamiast 7 zbyt dla mnie obszernych albo przynajmniej żeby były mniej akademickie. "Czy ten koleś nie może zwyczajnie dać linka do audiobooka" powiedział zaplątany przy moich głośnikach nic nie rozumiejący RL-owiec. I chyba odrobinę racji miał. Mimo że w lesie, czułam się jak na auli uniwersyteckiej i niemal zaczęłam robić notatki z wszystkich podziałów i podpodziałów hipnozy. Sporo umknęło, sporo zupełnie nie dotarło, a szkoda, bo było ciekawe. Może chociaż skrypt będą rozdawać...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz