Czas jakiś temu koleżanka moja droga a pikselowa padła odrobinę powalona urokiem osobistym pewnego Lindena. Wszystko byłoby miło i klawo, gdyby nie drobiazg. Jej nowy przyjaciel przy każdej okazji wykładał jej podstawy programowe miłości bliźniego i co pojawiał się online, ona zamierała świadoma tego, że znów przyjdzie się jej zmierzyć z powracającym jak bumerang "dołączyłaś już do grupy mentorów?" Zebrała się więc w sobie i poszła. Okazało się być bezboleśnie i miło (za wytrwanie na całości szkolenia można było w nagrodę pacnąć Lindena ciastem w gębę). W praktyce co jakiś czas wołali na grupie kogoś, kto podpisałby się pod tytułem "Polish speaking mentor", ona biegła, wracała i było git. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Teraz powinny rozlec się smutne dźwięki elfickiej piosenki i śliczna córka brzydala z Aerosmith winna wyszeptać zmysłowo "I amar prestar aen. Han mathon ne nen. Han mathon ne chae. A han noston ned 'wilith..." [The world is changed. I feel it in the water. I feel it in the earth. I smell it in the air. Much that once was is lost, for none now live who remember it. - tłum. Galadriel].
Niegdyś proste zasady niespodziewanie się zagmatwały (albo przynajmniej na zagmatwane się snobują), odkąd mamy naszą własną Wyspę Startową z polskim jako językiem urzędowym. Czytelne kryteria Linden Lab - "the patience of Buddha, the wisdom of Solomon, and the skin of a Rhinoceros" - zastąpiło coś tajemniczego i nieprzeniknionego niczym archiwa watykańskie. Ochota do bezinteresownego pomagania innym Rezydentom, niezbędne (sześciomiesięczne wg Lindenów) doświadczenie w Second Life i zaświadczenie o niekaralności już nie wystarczają. Teraz to kwestia przywileju i prestiżu.
Przyznaję, że jestem zaskoczona swoim zaskoczeniem. Ostatecznie dokładnie tak to nazwano na gali otwierającej polską Wyspę Startową. Tyle tylko, że łudziłam się, że to jedynie tak zabrzmiało (biorąc pod uwagę Malwinową skłonność do patetycznego tonu podczas oficjalnych wystąpień). Wychodzi tymczasem na to, że zbyt niefrasobliwie traktuję to, co ludzie mówią.
Może nieporozumienie wyniknęło z mojego przekonania, że jeśli ktoś za darmo oferuje swój czas i umiejętności, to zwyczajnie nie wypada go spławić bez słowa wyjaśnienia? Może z wolontariackich doświadczeń w RL i absurdalności pomysłu, żeby w SL sito było gęstsze. Albo z poczucia, że jeśli się krzyczy na prawo i lewo, że jest się pomazańcem Lindenowskim i że wszystko, co się robi ma być "dobrem wspólnym" (cytat) całej polskiej społeczności, to głupio trochę później pokazywać 'kto tu naprawdę rządzi' i ignorować zarówno kryteria obowiązujące mentorów z ramienia LL, jak i ofertę pomocy ze strony ewidentnie doświadczonego członka społeczności polskiego SL.
Cały majstersztyk tej sytuacji wypływa (jak zawsze) z niezmiennie napędzającego świat, niezniszczalnego snobizmu. Masa ludzi dała sobie wmówić, że zwyczajne pomaganie nowym w SL nie jest klawe, że klawe jest tylko pomaganie z odpowiednim tagiem nad głową. "Może następnym razem jej się poszczęści" skomentował odrzucone zgłoszenie Anulki nasz kolega (dumny jak diabli z dołączenia do grona wybrańców). Absurd i blaga.
Po co to Anulce? I co chlubnego wynika z przynależności do grupy, która, jak się zdaje, tworzona jest jedynie w oparciu o jedno kryterium - gust ownera? Ech, gdyby tym ownerem był chociaż Philip Linden, może bym wtedy zrozumiała...
Na koniec cytat ze strony Linden Lab:
"As volunteers represent Linden Lab in their efforts, it is important to emphasize that volunteers must have a strong desire for team cooperation, goodwill for all, participation, and FUN!!! In other words, volunteer with style!"
Zabawa i klasa. Jak dla mnie, te kryteria dyskwalifikują zarówno odrzucającego, jak i odrzuconą.
P.s. Czyim reprezentantem tak naprawdę zostajesz po przejściu całego tego tajemnego procesu rekrutacyjnego? Linden Lab to raczej nie (przecież wstrzymali nabór do grupy mentorów). Zatem? Magnusa? Nie ma sprawy, fajny chłopak, ale żeby zaraz robić z tego kwestię prestiżu...
2 komentarze :
te kozaczki lepiej wyglądają w zieleni.
Wiem, chciałam fioletowe, takie, jak w RL. Ale pozniej bym w nich nie chodzila, jesli bym miala uzgadniac kolory. Za leniwam.
Prześlij komentarz